Był taki czas, że Polacy jeździli do Cannes z reklamówkami, wypełnionymi gotówką i płacili za licencje filmowe najlepiej w Europie. A licencje sprzedawano im w pakietach: chcesz mieć jeden dobry film na kasecie, musisz dokupić dziewięć słabszych – w rozmowie z nami złotą erę kaset video i wypożyczalni w Polsce wspomina Krystian Kujda, pomysłodawca projektu VHS Hell, wielki fan „złych inaczej” produkcji z lat 80. i wczesnych 90. – W tamtych latach durne filmy oglądali wszyscy, robotnicy i profesorowie.

To były zwariowane czasy. Przemycany na kasetach video „zgniły Zachód” każdego dnia udowadniał Polakom, że nasz rodzimy, siermiężny socjalizm, z kolejkami pod sklepami, kartkami na żywność i dwoma programami w telewizji, wcale taki najlepszy na świecie nie jest.
tumblr_nms9mecdtu1qbh1v5o1_1280

PRL chwiał się w posadach, a swój niemały w tym udział miały właśnie kasety video i magnetowidy, które już w latach 80. zeszłego wieku zaczęły się w naszym kraju masowo pojawiać.Kilka lat później nadszedł czas dla wypożyczalni kaset video.

Człowiek wchodził do takiego przybytku i otwierał buzię ze zdziwienia. Stał tak i wpatrywał się w te wszystkie kolorowe okładki kaset, filmy „z Van Dammem”, horrory klasy B, C i D (i gorzej), erotyczne arcydzieła pokroju „Rozpustny piekarz”, bijatyki, strzelanki, pościgi. I niemalże zawsze pojawiało się w głowie pytanie: Cholera, co ja mam z tego wszystkiego wybrać?

Również i piraci mieli się całkiem dobrze, a na rynkach można było kupić „oryginalne” kasety z dwoma filmami, których tytuły były napisane długopisem, lub na maszynie do pisania.

Było więc arcyciekawie, ale i niekiedy niebezpiecznie.

Słyszeliście chociażby o tym, że w siedzibach ówczesnych dystrybutorów filmów potrafiono podkładać granaty? Albo, że po kraju kursowały prywatne jednostki w poszukiwaniu pirackich kopii?
To może z innej beczki: Pamiętacie „wymienialnie”? A może korzystaliście z państwowych wypożyczalni? Obiło się Wam o uszy, w jaki sposób Polacy kupowali  licencję na nowe filmy?

O tym wszystkim opowiada nam tutaj Krystian Kujda, absolwent filmoznawstwa, twarz, istniejącego od 2010 roku projektu VHS Hell, w trakcie którego w różnych miastach Polski pokazywane są „najgorsze” filmy lat 80. i 90. – One nie są najgorsze, one są „złe inaczej”, te filmy potrafią dać dużo radości – poprawia mnie Krystian i wymienia kilka jego ulubionych produkcji klasy B: Samurai Cop, Robot Holocaust, Deadly Prey, Zemsta Embriona.

videoterror 3

Jeżeli jeszcze ich nie widzieliście, musicie to koniecznie nadrobić.

Mój rozmówca zbiera kasety video z przełomu lat 80 i 90. Ma ich już ponad 1500. Swego czasu jeździł po całej Polsce, odwiedzał dogorywające już wypożyczalnie kaset video i tam natrafiał na prawdziwe perełki, które z miejsca wzbogacały jego kolekcję. Standardowe pytanie w jego repertuarze brzmiało: A może na zapleczu znajdzie Pan jakieś stare filmy?

I znajdywali, a jakże.

Krystian urodził się w 1981 roku. Pierwszym filmem, który zobaczył był Rambo. Miał wtedy pięć lat i od tego czasu zapałał wielką miłością do filmów. Także właśnie do tych „złych inaczej”.

Piotr Olejarczyk, portal Savethefloppy.com: W jaki sposób, jeszcze za czasów PRL-u trafiały do Polski kasety video?

Krystian Kujda, pomysłodawca projektu VHS Hell: W tamtych latach największymi ośrodkami w Polsce, jeżeli chodzi o kasety video, były Pomorze i Śląsk. Na Pomorzu mieliśmy marynarzy, na Śląsku – dużo osób jeździło do Niemiec i przywoziło stamtąd kasety. Jeszcze wcześniej w Polsce dostęp do kaset video mieli tylko notable i ludzie u władzy. W hotelu poselskim były magnetowidy, w tamtych czasach niedostępne dla „zwykłych” obywateli. Później zaczął się romantyczny okres, dobrze było mieć znajomą stewardessę lub wujka marynarza.

fot. Michał Szymończyk

Ponoć część kaset trafiało do nas wówczas także z Azji. Przywoziły je stewardessy, gdzie na przykład w Bangkoku można było szybko dostać jakąś nowość na kasecie, a w Polsce całkiem nieźle zarobić na jej sprzedaży…

U nas wątek azjatycki aż tak się nie rozkręcił. Było trochę filmów z krzaczkami na dole, ale nie aż tak wiele. Najwięcej kaset trafiało do nas z Niemiec, Anglii, mniej ze Szwecji czy Włoch. Proces wyglądał tak: marynarz, albo ktoś kto był zagranicą kupował tam film za grubą kasę, przywoził go do Polski i szedł do punktu gdzie świadczono tak zwane usługi dla ludności. To się ładnie nazywało biuro tłumaczeń, albo biuro udźwiękowienia. Biura te działały legalnie, bo należy pamiętać, że w tamtych latach, to jest na przełomie lat 80 i 90. w Polsce nie istniała ustawa o ochronie praw autorskich.

I taki marynarz, czy ktoś inny przychodził do takiego biura z kasetą i co działo się dalej?

Film tłumaczono ze słuchu i na „kasetę matkę” nagrywano lektora. Następnie film był kopiowany i rozprowadzany na kasetach. Warto wspomnieć, że niektóre osoby tłumaczyły filmy amatorsko we własnym zakresie i same również nagrywały do niego ścieżkę lektora. W magnetowidach była taka funkcja audio, można też było podłączyć mikrofon. W takich wypadkach filmy na ogół czytano za jednym zamachem. To nie było łatwe, dlatego też jak się ogląda te pirackie tłumaczenia, to słychać dużo wpadek, a tłumaczenia są naprawdę pokraczne.

I kiedy film był już skopiowany, to gdzie go można było kupić? Na przykład w Trójmieście gdzie można było wtedy dostać kasetę video z nowym filmem?

To była końcówka lat 80-tych, byłem wtedy dzieckiem, ale pamiętam, że była giełda video na rynku we Wrzeszczu i na Przymorzu. Zanim wystartowały wypożyczalnie, były jeszcze miejsca, potocznie nazywane wymienialniami. Przychodziło się do takiego przybytku i w ramach wpisowego dawało się swoją czystą kasetę. A później można było swoją kasetę z filmami (najczęściej były nagrane dwa) wymienić na jakąś inną. To było niesamowite, bo ludzie sami się organizowali, nic nie było narzucone z góry.

tumblr_mygs2za1x21qbh1v5o1_1280

Prawdziwy kapitalizm…

Dokładnie tak.

Musiał być wtedy prawdziwy szał na takie kasety i filmy, które pokazywały życie na Zachodzie…

Był szał na nowości. Każdy mógł zobaczyć jakaś popularną bijatykę z Van Dammem, albo pornosy bo tego wcześniej w Polsce nie było. Lub był mocno ograniczony dostęp.

Przyjęło się mówić, że Polacy byli wtedy zupełnie bezkrytyczni wobec tego co przychodziło z Zachodu, oglądaliśmy więc wszystko jak leci.

To było ciekawe zjawisko. Durne filmy oglądali wszyscy, nieważne, czy to był robotnik, czy szanowany profesor. Każdy, niezależnie od posiadanego wykształcenia, chciał oglądać RoboCopa, Rambo czy filmy kung fu. Ostatnio dorwałem stare dokumenty z kina Neptun, w którym kiedyś działała wypożyczalnia kaset. Z tym że była ona państwowa. I tam prowadzono szczegółową dokumentację, jak to w PRL. Gdy podpisywano z kimś umowę, to nie dość, że trzeba było zapłacić kaucję, to trzeba było jeszcze podać swój zawód i nawet adres pracodawcy. Na podstawie tamtych dokumentów mogę stwierdzić, że kasety wypożyczali wtedy wszyscy.

videoterror 4

Dużo było takich państwowych wypożyczalni?

Było ich trochę, ale miały słaby repertuar. Trochę chińskich produkcji, dużo polskich filmów, znanych już z kina, czy telewizji. Ale ludzie mieli dosyć tych filmów, nic dziwnego więc, że państwowe wypożyczalnie nie cieszyły się dużym powodzeniem.

A jak ówczesna władza patrzyła na ten nagły boom na kasety video, zainteresowanie „zgniłym” Zachodem i to, że ludzie sami się organizują w taki sposób?

Pod koniec lat 80. władza miała już poważniejsze problemy. Boom, o którym mówisz, wybuchł na przełomie dekad, nie można było go już wtedy powstrzymać. Oczywiście władza przyjmowała to wszystko z nieufnością, dużym sceptycyzmem, ale co mogła właściwie zrobić? Spotkałem kiedyś pana, który w latach 80. zajmował się piracką dystrybucją kaset video. I opowiadał mi, że raz miał sytuację, że dorwali go ubecy z całym sprzętem. Nie mieli jednak paragrafu, aby go skazać. Ale chcieli mu coś dowalić i skazali go, bo miał w swoich zbiorach film „Park Gorkiego”. Wszystko mu wtedy zarekwirowali.

fot. Michał Szymończyk (3)

Ponoć w Polsce pierwsza ustawa, która starała się zwalczać piractwo weszła w życie dopiero w 1994 roku…

Tak, jakoś tak.
Czyli przez te pierwsze kilka lat, po upadku komunizmu piraci mogli robić w Polsce co im się żywnie podobało?

Nie do końca. Trzeba pamiętać, że byli też dystrybutorzy legalni, którzy wykupywali licencje i mieli wyłączność na rozpowszechnianie danego filmu w Polsce. Zdarzało się jednak tak, że te same filmy pojawiały się u różnych dystrybutorów. I to nie były wtedy podchody, to były prawdziwe wojny. To był biznes, na którym można było zarobić duże pieniądze.

tumblr_n104skWj7N1qbh1v5o1_1280

Czyli robił się trochę taki mafijny klimat?

Owszem. Swojego czasu znaleziono granat zaczepny pod siedzibą dystrybutora Video Rondo w Gdyni i drugi pod siedzibą NVC w Sopocie. Pierwszy nie eksplodował, drugi już owszem. Opowiadał o tym choćby Jacek Samojłowicz na  piątym Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej KAMERA AKCJA w Łodzi. Były wtedy różne historie, wiadomo, tam gdzie są duże pieniądze, robi się nieraz nerwowo.

A jak dystrybutorzy chronili się przed piratami?

Były jednostki do zwalczania piractwa. Taki dystrybutor filmów Elgaz miał swoją jednostkę prywatną, która jeździła po wypożyczalniach i sprawdzała, co tam ludzie w nich mają i czy wszystko jest zgodne z prawem. Nie wiem, czy ci ludzie z Elgazu mieli licencję na cokolwiek. W Polsce piractwo trzymało się bardzo długo. Obrazuje to chociażby taka historia. Niektóre filmy były wtedy kodowane i jeśli chciałbyś przegrać takim film, to na nowej kopii pojawią się zakłócenia obrazu, wszystko jest ciemne, do niczego to się nie nadaje. Mój kolega, wtedy młody chłopak produkował specjalne dekodery do magnetowidów, by te kodowanie obejść. Opowiadał mi, że w Trójmieście sprzedał taki dekoder w każdej wypożyczalni.

Wszyscy grali nie do końca uczciwie?

No cóż, tak to wyglądało, przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia.

W tym biznesie można było zarobić duże pieniądze. Zdarzały się historie rodem zza oceanu, czyli od pucybuta do milionera?

Nie od pucybuta. Trzeba było mieć kapitał na rozkręcenie tego biznesu. To nie była taka prosta sprawa, by zdobyć dobry film do dystrybucji. Musiałeś pojechać na targi np. w Cannes, tam kupić licencję. Ten biznes wymagał sił i środków. Tylko najwięksi dystrybutorzy przetrwali, rynek był bardzo dynamiczny.

I jak mówiłeś wcześniej, dość agresywny.

To prawda. Dystrybutorzy ścigali się po sądach i bardzo pilnowali swojego dorobku. Frustrujące było, że płacisz za film, który później wydajesz w Polsce, a on jest dostępny na pirackich kopiach. Ale były też historie, że Polaków nabierano przy kupnie licencji…

videoterror 2

Nabierano?

Sprzedawano im lipne licencje. Ale były inne śmieszne historie. Właściciel Video Rondo opowiadał, jak to Polacy jechali do Cannes z reklamówkami, wypełnionymi gotówką. I był taki okres, że Polacy płacili za licencje najlepiej w Europie. W związku z tym licencje sprzedawano im w pakietach, na zasadzie: chcesz mieć jeden dobry film, musisz kupić dziewięć innych, słabszych.

I kupowaliśmy?

Oczywiście. Dzięki temu w krótkim czasie wyszło u nas wiele filmów.

279171_432278306808782_1739740945_o

I też dużo kina klasy C,D i jeszcze gorzej…

No właśnie.

Czymś się wyróżnialiśmy jako Polacy na tym rynku?

Chyba tylko lektorami, chociaż też nie do końca. W tym roku miał premierę rumuński film „Chuck Norris kontra komunizm”. Opowiada on o podziemnym ruchu społecznościowym, a także słynnej tłumaczce i lektorce Irinie Nestor, która w czasach zimnej wojny udzieliła swojego głosu w tysiącach filmów zakazanych wówczas w Rumunii.

Wracając do Polski. Furorę robiły też filmy pornograficzne, które tak naprawdę często mogli wypożyczyć także nastolatkowie. Sam chodziłem do wypożyczalni, gdzie panowała taka zasada: „różowe filmy” mógł sobie wziąć każdy kto był w stanie po nie sięgnąć. A że półka była gdzieś na wysokości 130, 140 centymetrów, wiele pornosów brały też dzieciaki. Dziś byłoby to chyba nie do pomyślenia.

Pewnie tak. Dużo prościej można też było kupić wtedy alkohol, czy papierosy.

fot. Michał Szymończyk (2)

Jak w ogóle patrzysz na tamten czas, na złotą erę dla kaset video i wypożyczalni? Sentymentalnie i nostalgicznie, na zasadzie: „kiedyś to było świetnie”, czy również krytycznie i raczej na chłodno?

Nostalgia to potężna rzecz. Wszyscy tęsknimy za jakimiś rzeczami, koloryzujemy wspomnienia z czasów naszej młodości i dzieciństwa. Patrząc chłodnym okiem możemy jednak rozważyć pewne plusy i minusy ówczesnego rynku filmowego i nie tylko. No wiadomo, teraz jest wygodniej, można zdobyć każdy film, nie wychodząc z domu. Ta dostępność jest niesamowita, wszyscy kochamy Internet.  Ale z drugiej strony gdzieś zaginęła ta ekscytacja, która wtedy wiązała się z wyborem filmu.

To prawda…

Ciężko odtworzyć to uczucie, sam pewnie je pamiętasz, jak jesteś kilkunastoletnim chłopakiem, który wchodzi do wypożyczalni i widzi te wszystkie kolorowe okładki, potwory, napakowanych gości, którzy się ścigają i strzelają. I taki nastolatek zastanawiał się…

videoterror

Co wybrać…

Właśnie, co wybrać. Przeżywało się takie rzeczy. Miało się swoich bohaterów. Teraz to chyba gdzieś zginęło, no może w kinie czasami jeszcze można tego uczucia doznać. Nie ma już teraz tej ekscytacji, że doświadczamy czegoś zupełnie nowego, czegoś świeżego, czegoś, czego w naszym kraju wcześniej nie było.

I jeszcze jedna kwestia. Był wtedy też ten aspekt społeczny, jak ktoś miał dobry film to wówczas pożyczał go wszystkim kolegom i koleżankom z sąsiedztwa. Pamiętam, jak w podstawówce byłem chory na anginę, to mój kolega oprócz zeszytów przynosił mi także stos kaset. A później oglądałem w gorączce jakiegoś Potwora z Bagien, czy inne rzeczy. To były niesamowite przeżycia.

Co zakończyło erę kaset video i wypożyczalni w Polsce?

Pierwszym takim ciosem było pojawienie się sieci Beverly Hills, która pozabijała te drobne wypożyczalnie, trochę analogicznie do supermarketów i małych sklepików. No a później pojawił się Internet…

Dziękuję za rozmowę.

Zapraszamy do zapoznania się:
http://vhshell.tumblr.com/