Rok 1981. Antoni Piechniczek zostaje trenerem piłkarskiej reprezentacji Polski, rząd wprowadza kartki na masło, mąkę, kaszę i ryż a Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego wprowadza stan wojenny. Rok obfitujący w ciekawe i ważne historycznie wydarzenia. Mam osiem lat i jestem chory. Mama kazała mi leżeć w łóżku, bo podobno żadne lekarstwa tak mi nie pomogą jak ciepła kołderka i miękka poduszka. Pewnie ma rację, ale ile można leżeć bezczynnie, zwłaszcza kiedy ma się osiem lat. Mieszkam w bloku na czwartym piętrze. Porządnym bloku takim z windą i zsypem na śmieci. Blok zbudowany jest z takich wielkich betonowych płyt, których łączenia wypełnia dziwna brunatna masa, którą można fajnie wygrzebywać palcem, bo robi się miękka kiedy słońce mocniej grzeje na niebie. Dzisiaj pogoda jest średnia, nie pada ale słońca też tyle co na lekarstwo. A zresztą Mama jest w domu więc się nie wydostanę. Walka z kolegami na wypalone jarzeniówki poukładane obok śmietnika niestety dziś nie wchodzi w grę. Trzeba wymyśleć coś innego. Mama robi coś w pokoju, więc wyjrzę tylko przez okno kuchenne i zobaczę co się dzieje na przystanku autobusowym pod naszym blokiem. Jest dobrze. Dwie dziewczyny w białych bluzkach siedzą na zrobionej z czterech pomalowanych na zielono desek ławce. Ławka nie ma oparcia, deski przymocowane są do niskiego murku zrobionego z kamienia okalającego duży kwietnik. Tyle, że w kwietniku nie ma kwiatów. Co tam kwiatów, nie ma w nim nawet trawy. Jest tylko ziemia. Czarna i sucha jak węgiel, bardzo dobrze. Biorę z szuflady foliowy woreczek, nie za duży. O ten będzie w sam raz. Napełniam go szybko zimną wodą z kranu i zawiązuję mocno na supeł.Teraz pozostaje tylko po cichu otworzyć okno i dobrze wycelować. Dobra, leci.
– Co tam robisz? – słyszę głos Mamy dobiegający z pokoju.
– Nic, nic. Zaraz wracam do pokoju – odpowiadam i ostrożnie wyglądam przez szybę.Rzut marzeń. Woreczek trafił idealnie w suchą ziemię bezpośrednio za siedzącymi na ławeczce dziewczynami. Już nie mają białych bluzek. Wspaniałe czarne błocko oblepia ich plecy i włosy. Nikt mnie nie zauważył, wracam do pokoju zabierając tak na wszelki wypadek jedno jajko z lodówki i chowając w kieszeni spodni od pidżamy.
– Połóż się wreszcie do łóżka. Idę robić obiad – Mama mija mnie w korytarzu naszego mieszkania i dłonią muska mnie po mojej bujnej czuprynie.
– Dobrze mamo, już idę. Wezmę jeszcze tylko gazety z salonu – wchodzę i szybko otwieram drzwi na balkon. Jedno spojrzenie przez szczebelki balustrady wystarcza żeby wybrać cel. Ten grubas z sąsiedniego osiedla znowu przylazł na nasz plac zabaw. I jeszcze na dodatek jego mamusia siedzi na ławce i pilnuje żeby synek przypadkiem z drabinek nie spadł. Zamach, rzut i surowe jako ląduje centralnie na głowie grubasa. Tym razem nie jest dobrze. Zbyt długo stoję z promiennym uśmiechem na twarzy. Zdecydowanie zbyt długo chełpię się przed całym osiedlem swoim zwycięstwem. Mama chłopca podnosi wysoko głowę i niemalże czuję jej wzrok na swojej twarzy. Schylam się szybko i po zamknięciu drzwi balkonowych na palcach biegnę w kierunku swojego pokoju. Za późno. Po dłuższej chwili rozlega się głośny dzwonek do drzwi. Po chwili, kiedy Mama już je otworzyła słyszę głośny głos obcej kobiety.
– Jak tak można! Co pani sobie wyobraża? Jak pani wychowuje swojego syna! To skandal! – krzyczy kobieta a w tle słychać chlipanie grubasa.
– Ale o co pani chodzi? I proszę na mnie nie krzyczeć – odpowiada moja Mama grzecznym, ale stanowczym i nieuznającym sprzeciwu głosem.
– O co mi chodzi? – krzyczy nadal kobieta – Pani syn rzuca jajkami z balkonu. Chuligan wstrętny. Jak go pani wychowuje? Trafił jajkiem w mojego synka. Niech pani patrzy. Nie płacz już dziecko, nie płacz. Wstaję po cichu z łóżka i powoli podchodzę do drzwi gotów wyjść i przepraszać.
– Mój syn rzuca jajkami? Czy pani jest poważna? Jeszcze raz powtarzam niech pani przestanie krzyczeć. Mojego syna nie ma w domu, więc jak niby ma rzucać jajkami z balkonu – odpowiada mama – Czy pani jest poważna? Zapada cisza, słychać jeszcze tylko ciche pojękiwania trafionego jajkiem chłopaka.
– Ale jak to? Przecież widziałam chłopca na balkonie – odzywa się po chwili już ciszej kobieta.
– Być może, ale na pewno nie na moim balkonie. Do widzenia pani – odpowiada Mama i zamyka drzwi.
Wychodzę z pokoju i idę w jej kierunku. Mama wyjmuje właśnie gruby skórzany pas z szafy. Nie musi nic mówić. Zdejmuję spodnie i wystawiam tyłek. Historyczne wydarzenia nie mają dla mnie teraz żadnego znaczenia. Moja Mama jest super.

[ratings]