Mawiają iż Chuck Norris ściągnął Internet na dyskietkę. A ja byłbym nawet skłonny w to uwierzyć, gdyby zdarzyło się to w 1991 r, kiedy Tim Berners-Lee opublikował w Internecie pierwszą hypertekstową stronę WWW. Współczesność wygląda zupełnie inaczej. Pod koniec 2013 r. Internet składał się 672 000 000 000 gigabajtów dostępnych danych (672 eksabajty), łączny rozmiar plików przechowywanych w globalnej sieci przekroczył 1 jottabajt

[1].  W pierwszej połowie lat 90. mało kto miał dostęp do globalnej sieci. Powoli uchylały się jednak okna na szeroki ocean informacji, choć była to droga mozolna i kosztowna. BBS-y (Bulletin Board System) pozwalały zakosztować wolności, sięgnąć po coś przypominającego pocztę elektroniczną, porozmawiać na arcyciekawe tematy rodzących się wokół sieci społeczności i w międzyczasie powymieniać się obrazkami, oprogramowaniem i numerami innych BBS-ów.

Te stawiane na PC i Amigach, automatyczne elektroniczne sekretarki nowej ery szybko stawały się małymi centrami wymiany informacji i plików. A sprytni administratorzy zasilali dyski swoich maszyn świeżym oprogramowaniem wprost z Internetu. Dźwięku modemów łączących się z zawrotnymi szybkościami z BBS-ami nigdy nie da się zapomnieć, niezależnie od tego, czy były stare urządzenia wyciągające 9600 bodów, czy nieco nowsze i szybsze 14400-ki. I kolorowych, złożonych z alfabetu ANSI witryn BBS-ów również nie sposób wymazać z pamięci. Dziś echa tych czasów żyją jeszcze w ASCII- i ANSI-arcie, ale to zupełnie inna opowieść.Początek lat 90. nie był jednak łaskawy dla Polaków – dostęp do Internetu mieli nieliczni, a pierwsze skupiska sieciowych surferów wyrastały na uczelniach, podpiętych do Internetu i wyposażonych w pierwsze pracownie z tekstowymi i graficznymi terminalami. Gdzieś tam w trzewiach uczelni stały tajemnicze serwery, tylko posiadacze kont mogli sięgać po ich moc obliczeniową i od czasu do czasu wyciągnąć kilkadziesiąt kilobajtów cennych programów. Procedura nie była wcale taka łatwa: najpierw trzeba było dopchać się do jednego z terminali, te z monochromatycznymi X-ami mogły nawet zaoferować graficzną przeglądarkę – NCSA Mosaic i nieco później pierwszą edycję Netscape’a. Jeśli terminal radził sobie tylko z rozdzielczością 80×25… znaków, pozostawał Lynx, sesja w MUD-a (sposób na zgubienie się w podziemiach, w wiele osób, w trybie tekstowym), bądź wyspecjalizowane narzędzia tekstowe do pobierania plików: FTP i ADT. Drugi skrót jest znany właściwie tylko użytkownikom Amig – Amiga Download Tool – tekstowe narzędzie, które pozwalało już w 1992 roku ściągać programy na Amigę. Oczywiście pobranie plików na własne konto unixowe nie oznaczało jeszcze, że da się je zabrać do domu. Nie każdy terminal był wyposażony w stację dyskietek, a przeniesienie danych z konta na dyskietkę również wymagało trochę zabiegów i magicznych poleceń. Zazwyczaj się udawało, no chyba że na wielokrotnie używanej dyskietce wystąpił bad sector. A więc przenosiliśmy kawałki Internetu, najpierw przez BBS-y, później pracowicie dyskietka po dyskietce. Szanujcie używane dyskietki, być może ktoś, kiedyś mirrorował na nich fragmenty globalnej sieci. Szczęśliwi posiadacze napędów CD-ROM w czerwcu 1993 roku mogli po raz pierwszy nabyć CD-ROM zawierający kopię ówczesnego Aminetu. W kolejnych latach płyt wchodzących w skład serii Aminet było więcej, a ich brzegi układały się w nazwę serwisu…Dźwięk modemu, negocjującego połączenie ze swoim bratem po drugiej stronie linii telefonicznej tak naprawdę w domach zaczął rozbrzmiewać dopiero w kwietniu 1996 roku, kiedy TP S.A. uruchomiła ogólnokrajowy numer dostępowy 0202122. Wystarczyło podłączyć kabel telefoniczny do modemu, wyposażyć komputer w odpowiednie oprogramowanie i… zadzwonić do Internetu. Płaciło się tyle co za rozmowę miejscową, jeden impuls kosztujący 29 groszy był naliczany co 3 trzy minuty. Za godzinę zabawy w Internet trzeba było zapłacić aż 5,80 zł. Pierwsza fala użytkowników Internetu szturmowała telefony, płacąc rachunki przekraczające miesięcznie 200 zł (dziś, uwzględniając inflację to równowartość 450 zł). Ale warto było – zamiast kserować zagraniczne wydawnictwa komputerowe, informacje były po prostu w zasięgu komputera. Numer 0202122 pozwalał na sprawna transmisję danych z maksymalną szybkością transferu wynoszącą 56 kb/s. Najczęściej spotykanym urządzeniem komunikacyjnym w domach był modem USRobotics Sportster (w kilku odmianach). Nawet Amigi 1200 sprzedawano w specjalnie dostosowanych do łączenia się z Internetem zestawach Surf Pack, których elementem był modem 14400 z logo Amiga Technologies (faktycznie: Aceex 14k4). Tak narodziło się pokolenie pierwszych polskich zdobywców Internetu.

Byli wcześniej niż pokolenie Neostrady, ale mieli niezłe zabawki i jeszcze jeden element świetności antycznego Internetu: IRC-a. Ale to zupełnie inna opowieść.

W 1995 roku w kraju nad Wisłą rodzi się jeszcze jeden fenomen: w kioskach pojawia się pierwszy numer Magazynu Internet, miesięcznika który przetrwał wiele zawirowań na niełatwym rynku polskiej prasy komputerowej, aż do 2008 roku, kiedy to wyszedł ostatni numer. Magazyn Internet (oraz jego późniejsi konkurenci, w tym //WWW i Cyber) zajmował się ogólnie pojęta tematyką Internetu, pracowicie objaśniał jak tworzyć własne strony WWW, jak łączyć się z globalną siecią i jak najlepiej wykorzystać cenne impulsy (wydane na 0202122). Pod wodzą Wielkiego Wodza (Redaktor Naczelny Krystian Grzenkowicz, wcześniej szef Commodore & Amiga) Magazyn Internet co miesiąc publikował megabajty stron WWW, gotowych do oglądania offline. Tak cenne niegdyś były impulsy.

Kilka lat temu, mając dostęp do stacjonarnego telefonu wykręciłem magiczny numer 0202122. Odpowiedział charakterystycznym sygnałem. Ciekawe, czy jeszcze działa.

W czasach, gdy TP S.A. dostarczała sieć do domów przez telefon rodziły się również pierwsze cyberkafejki. Nie przypominały jednak tych, które pojawiły się już w naszym wieku. W piwniczkach, podobnych do warszawskiego PDI na Nowogrodzkiej, zamiast pecetów stały sobie monochromatyczne terminale, wszystkie pracujące w trybie tekstowym. To one przez wiele lat były naszym jedynym, tekstowym oknem na wielki świat. To na ich klawiaturach, oświetleni zielonym blaskiem monitorów prowadziliśmy dysputy na IRC-u, sprawdzaliśmy pocztę, zwiedzaliśmy witryny WWW i toczyliśmy boje w MUD-ach. Dzięki magii Unixów – wszystko na raz (poszukajcie w Linuxie manuala do screena). A w wolnych chwilach, IRL dyskutowaliśmy o tym, który irc najlepszy (ten na unixie z Phoenixem, amigowy AmIRC, czy wprowadzający kolorowe zamieszanie mIRC). Dziś każdy smartfon utzymuje połączenie z Internetem nieomal bez przerwy i służy nam za przedłużenie mózgu. Czy było warto wkroczyć w świat twarzy oświetlonych migoczącym światłem tabletów i smartfonów, zobaczymy pewnie już wkrótce.

[1] źródło: Number of Websites & Size of the Internet as of 2013, http://www.factshunt.com/2014/01/world-wide-internet-usage-facts-and.html