Portal Save the Floppy ma zaszczyt przedstawić Państwu akcję pod tytułem „Edukacja nie z tej ziemi, czyli chcemy powrotu Pana Kwinty na antenę Telewizji Polskiej”. Nasza inicjatywa ma na celu przywrócenie wartościowych pozycji edukacyjnych do programu publicznej telewizji, mieniącej się tytułem misyjnej, a tak zalanej, niestety, wszechobecną komercją . Zapraszamy do zapoznania się ze wstępem, wywiadem z Panem Tadeuszem Kwintą oraz wsparcia naszej akcji. Dla dobra naszego, oraz kolejnych pokoleń.
Kiedy byłem małym Sebusiem, bardzo lubiłem przebywać w swym domku. O wiele bardziej niż w szkole.
W dzieciństwie często chorowałem. Tak często, że jedną z niewielu rzeczy, których zazdrościli mi kumple, była pokaźna kolekcja buteleczek po „Penicylinie”… Choroby
ciągnęły się całymi tygodniami. Angina, zapalenia oskrzeli, płuc i zatok. Złowrogie te nazwy, dopisane przy dniach tygodnia zapełniały podręczny kalendarz mojej mamy, przyprawiając ją o stany lękowe.
Lecz nawet jeśli zbyt długo cieszyłem się zdrowiem, dręczyłem swych szanownych rodzicieli (synu masz lat pięćdziesiąt trzy) symulacjami chorób. Sposoby? Tarcie termometru, zaczerwienienie gardła wywołane długotrwałym chrząkaniem, lub po prostu oczy pandy z informacja o bólu brzucha. Byłem mistrzem symulacji, niczym ówczesny Christino Ronaldo padający na polu karnym.
Z bardzo dużym więc sentymentem wspominam nieistniejący już ośrodek zdrowia na ulicy Junaków w Sopocie, gdzie spędziłem wiele radosnych chwil w oczekiwaniu na zdiagnozowanie chorób. Serio! Bo dzięki nim mogłem pozostać w domu.
I inscenizować bitwę pod Łukiem Kurskim (ach te Rosyjskie mega produkcje batalistyczne w TV), z udziałem setek plastikowych żołnierzyków, kolejki Piko i paru koców, udających tereny górzyste. Lub bawić się w klienta hotelu „Zacisze”, przyjeżdżając do tegoż Matchboxami, po żółtej trasie tejże firmy. Oraz robić całą masę cudownych, dla 8 letniego chłopca rzeczy, kurczę blade !
Jedna z najcudowniejszych rzeczy!
Komputera jeszcze nie posiadałem, lecz wielkim zainteresowaniem cieszył się czarno-biały telewizor marki „Neptun”. Już sam w sobie, jako urządzenie elektroniczne… Lecz jeszcze większym mirem cieszyły się wyświetlane w nim obrazy. Obrazów tych nie było jednak tak wiele jak w dzisiejszych czasach : istniały tylko dwa programy! Program I nadawał od godziny 7 do godziny 22, natomiast II od 15 do 21. W godzinach przedpołudniowych królowało w „I” tak zwane pasmo edukacyjne.
Były to zarówno programy dość zaawansowane „poziomem”, na które patrzyłem zafascynowany (niewiele jednak z nich rozumiejąc), jak na przykład wykłady z fizyki Dr Karola Hercmana. Były i bardzo egzotyczne, szczególnie dla małego mieszczucha, takie jak Telewizyjne Technikum Rolnicze (jako muzyka w czołówce – genialne „Hit the road Jack” – lata później, w czasach giełdy komputerowej w gdyńskim „Kolejarzu”, zleciłem wykonanie tego utworu jako „moduł” na Amigę koledze o pseudonimie XTD, który to zainkasował za powyższe zadanie 6 batonów Snickers…). Były również programy bardziej przystępne dla mojego małego rozumku. I tak: „Tylko Muzyka” – podróż do świata muzyki, przebyta po drodze złożonej z gigantycznych klawiszy fortepianu i drutów pięciolinii, ze świetnym T. Kwintą w roli przewodnika.
„Przybysze z Matplanety” – lot w matematyczny kosmos, rakietą pilotowaną przez dwa matematyczne znaki (zbiór przyjaciół z jednej paki) dzięki której to podróży nauka o zbiorach i ich częściach wspólnych zaszczepiona została w małej główce… A zwrotu „proszę graf!” używam do dzisiaj podczas prezentacji produktowych. Czy też „Zrób to sam” Adama Słodowego (wyemitowano 505 odcinków, w przeciągu 24 lat!)– telewizyjnych zajęć praktyczno – technicznych, w których tenże Kawaler Orderu Uśmiechu (oraz jego wskazówka) uczą nas jak wykonać dziesiątki niesamowitych rzeczy!
Na przykład takich jak: czteronogiego misia Yogi, bezpieczną strzelbę (dzięki projektowi której wykonałem swoją pierwszą bojową kuszę, zastosowaną do obrony mojej ulicy przed Hunami z Kraszewskiego…), czy też samolociku z deseczki, misternie wyciętego „włoskową” piłką… I o ile nad przydatnością tych wynalazków można było by dyskutować, to na pewno nie można dyskutować nad dodaniem punktów exp do zdolności manualnych nabywanych podczas ich konstruowania. I taki też autorom przyświecał cel…
Zaprośmy na ziemię Pi i Sigmę…
Wszystkie wyżej wymienione programy były (i wciąż są!) niesamowicie wartościowe: z ciekawym pomysłem, o wysokich walorach edukacyjnych, pozbawione niepotrzebnej przemocy oraz nudy. Jako dużemu Sebastianowi nasuwa się mnie więc pytanie: dlaczego w tzw. „Dzisiejszych czasach” programy takiego formatu nie są już tworzone?
Pytanie jest zasadne tym bardziej, iż budżet telewizji oraz możliwości techniczne są o niebo większe! Mało tego, ich Twórcy wciąż są zainteresowani kontynuacją swej misji. Misji, ponieważ z wywiadów które mamy Państwu zaszczyt przedstawić jasno wynika iż jak misję swoją twórczość traktowali. I tak też wciąż traktują. Czemu więc nie skorzystać z ich pomocy?
Zapraszamy do lektury wywiadu przeprowadzonego z Tadeuszem Kwintą oraz przyłączenia się do naszej inicjatywy, mającej na celu powrót wartościowych pozycji edukacyjnych na antenę telewizji publicznej.
Czytając wywiad, oraz sięgając pamięcią do wspomnień o wyżej wymienionych programach, warto zadać sobie pytanie czy współczesna telewizja spełnia swoją rolę edukacyjną. Czy obecne programy rozrywkowe, którymi to wypełniona jest TVP – tak tryskające komercją, są tym czego oczekujemy od medium utrzymującego się z naszych datków. Jedno jest pewne: czas przywrócić prawdziwą misyjność tej instytucji.
Let’s Save the floppy!
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.