Zapraszamy do zapoznania się z trzecim odcinkiem powieści pod tytułem „Wojna o pokój”, autorstwa Leszka Uschlera.
Akcja po raz kolejny uderza nas „z płaskiej” w twarz, zostawiając pięć śladów na psychice. A więc, jakby to powiedział Michał Milowicz – Bon voyage, przyjaciele!
Poczuł zdecydowane uderzenie otwartą dłonią w policzek. Po chwili jeszcze jedno, z drugiej strony twarzy. Wracając do przytomności odruchowo złapał zbliżającą się ponownie w jego kierunku rękę.
– No kurwa, żyjesz. Całe szczęście – odezwał się stojący przed nim mężczyzna.
– Przestań kurwa, już się obudziłem. I dlaczego miałbym twoim zdaniem nie żyć?– zapytał nie puszczając trzymanej w dłoni ręki przyjaciela.
– Bo wyglądałeś jakbyś nie żył. Dlatego – odpowiedział Cezary Okuński pomagając sobie dłonią drugiej ręki w oswobodzeniu z pewnego chwytu siedzącego przed nim na krześle detektywa.
– Ty zawsze tak wyglądasz, ale ja tego nie komentuję – przyłożył obie dłonie do twarzy rozmasowując mocno skórę na policzkach i pod oczami.
– Która godzina? – zapytał po chwili.
– Dochodzi jedenasta. Powiesz mi co tu się stało? – zapytał mężczyzna opierając się o blat stojącego za nim biura.
– Później, muszę się umyć. Na dwunastą jestem umówiony w Krymskiej z klientką – odpowiedział wstając powoli i ostrożnie z krzesła, badając jakby przez chwilę swoje możliwości samodzielnego poruszania się.
– No wiem, przecież mi mówiłeś. Nie mam kurwa jeszcze sklerozy. Słuchaj Marian, w co ty się właściwie wpakowałeś? – odpowiedział detektywowi pytaniem.
– Lepiej ty mi powiedz po co właściwie przyszedłeś? Bo zaraz pomyślę, że już wszyscy w tym mieście chcą mnie wykończyć – zapytał Marian Rusowicz stojąc już pewnie i rozmasowując bolące po ukłuciu igły miejsce na szyi.
– Jeśli to żart to kurwa jakoś taki mało śmieszny. Tak wpadłem, sprawdzić czy wszystko gra. Przechodziłem po prostu – odpowiedział mężczyzna rozkładając szeroko ręce i kręcąc głową niedowierzając słowom które usłyszał z ust swojego przyjaciela.
– Dzięki stary. Ale teraz idź już. Wpadnij wieczorem to pogadamy, dobra? – odpowiedział kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Poklepał go kilkakrotnie po ramieniu i skierował się do małej łazienki zlokalizowanej za drzwiami po przeciwległej stronie pomieszczenia.
– Jesteś pewien, że wieczorem będziesz jeszcze mógł rozmawiać?
– Co to ma znaczyć? – zapytał mrużąc oczy detektyw, zatrzymując się i odwracając się ponownie w kierunku przyjaciela.
– Tylko tyle, że jeżeli tempo twoich, nazwijmy to „przygód” się nie zmniejszy, to wieczorem możesz być już trupem – odpowiedział.
– Bez przesady Czarek. Może nie jestem terminatorem, ale jakoś sobie poradzę – mrugnął w jego kierunku i nie czekając na odpowiedź otworzył drzwi do łazienki.
Wszedł do środka i głośno zamknął za sobą drzwi.
Poluzowana metalowa klamka odskoczyła z cichym stuknięciem by po chwili powrócić do swojej właściwej pozycji. Zrzucił koszulę na podłogę, odsunął zasłonę prysznica wykonaną z ceraty w czerwono zielone pionowe linie i odkręcił kurek oznaczony czerwonym, lekko poprzecieranym już kółkiem. Po chwili wydobywająca się z zamontowanej na pionowym pałąku słuchawki prysznicowej para zaczęła wypełniać skutecznie całe pomieszczenie. Kiedy pozbył się już pozostałych elementów garderoby przetarł otwartą dłonią zaparowane już lustro i spojrzał w swoje rozmazane odbicie. Kropla wody spłynęła pionowo wzdłuż lustra przecinając odbicie jego twarzy na dwie niemalże równe części.
– I’ll be back kurwa. Czy jakoś tak – wycelował palec w kierunku rozmywającej się pod wpływem ponownie napływającej pary wodnej twarzy. Powoli wszedł po prysznic, odkręcając drugi z kurków i ustawiając wodę na właściwą do kąpieli temperaturę. Gdy już skutecznie zmył z ciała ślady ostatnich wydarzeń poczuł się o wiele lepiej. Wyszedł z zaparowanej łazienki przepasany jedynie w pasie bordowym ręcznikiem. W pokoju nie spodziewał się ponownie zastać swojego przyjaciela.
– Mówiłem ci przecież, że pogadamy wieczorem – odezwał się widząc go siedzącego na krześle które jeszcze wczoraj zajmowała żona radzieckiego ambasadora.
Cezary Okuński nie odezwał się. Nie zamrugał nawet wpatrującymi się nieruchomo w jakiś punkt na podłodze oczyma.
Detektyw dopiero po chwili zwrócił uwagę na nienaturalnie ułożone ciało mężczyzny.
Skręcone w jedną, tą samą stronę stopy na których opierało się lekko wykrzywione w prawą stronę ciało i nienaturalnie oparta na krawędzi biurka prawa ręka z wyprostowaną i wyciągniętą do przodu dłonią nie pozostawiały złudzeń, iż mężczyzna nie żyje.
– Kurwa mać. Ja pierdolę, kurwa mać! – krzyknął trzaskając głośno drzwiami przed chwilą otwartej szafy. Położył obie dłonie na głowie zaczesując palcami nerwowo świeżo umyte włosy.
Podszedł po chwili do siedzącego na krześle ciała mężczyzny i mimo pewności co do jego stanu odruchowo przytknął dwa lace lewej ręki do jego tętnicy szyjnej.
– Ja pierdolę, Czarek – powiedział cicho do siebie nie wyczuwając u mężczyzny pulsu.
W kieszeni koszuli martwego mężczyzny zauważył równo złożoną w prostokąt kartkę z lekko pożółkłego papieru.
Chwycił ją delikatnie placami prawej dłoni i wyjął na zewnątrz. Rozłożył i w pełnym skupieniu zaczął czytać.
„Szanowny Panie,
Doszła do mnie wiadomość, iż moja szanowna małżonka, Maria Korolowa wynajęła szanownego Pana do odszukania mnie. Chciałbym uprzejmie Pana poprosić o to, aby szanowny Pan nie podejmował się tego zadania. Z całym szacunkiem informuję Pana, iż sprawa ta jest zbyt skomplikowana i zaangażowanych w nią jest już zbyt wiele poważnych osób, aby mógł Pan mieć chociaż cień szansy, aby owe powierzone Panu zadanie z sukcesem zrealizować.
Bardzo mi przykro z powodu śmierci Pana przyjaciela, ale im mniej osób wie o zleceniu które Pan otrzymał, tym lepiej dla sprawy którą zamierzam w jak najkrótszym czasie doprowadzić do szczęśliwego dla mnie i naszej organizacji mam nadzieję finału.
Słyszałem, że jest Pan szanowny osobą inteligentną, więc zapewne zastanawia się Pan dlaczego jeszcze żyje.
Przyznam się, iż sugerowano mi pozbycie się szanownego Pana już na obecnym etapie postępowania, zadecydowałem jednakże inaczej.
W moim mniemaniu lepiej będzie jednak jeśli małżonka moja dowie się od Pana o jego rezygnacji z powierzonego mu zlecenia, aniżeli miałaby dowiedzieć się o śmierci jej potencjalnego zleceniobiorcy.
W związku z powyższym radzę Panu przy najbliższej okazji poinformować ją o szanownego Pana rezygnacji.
W przypadku nie zastosowania się do mojej prośby proszę o szybkie pożegnanie się z osobami Panu bliskimi, aby nie powtórzyła się już zaistniała przed chwilą sytuacja, iż nie było Panu dane pożegnać się z podobno najbliższym Panu przyjacielem.
Z wyrazami szacunku,
B.K.
Odszedł powoli od martwego ciała przyjaciela i ponownie otworzył drzwi stojącej w rogu pomieszczenia szafy.
Spokojnie wyjął z niej czystą, wyprasowaną koszulę rozwieszoną równo na drewnianym wieszaku.
Założył ją i sięgnął po leżące na górnej półce szafy równo zaprasowane na kant czarne, materiałowe spodnie. Schował list do tylnej kieszeni i usiadł na krześle aby zawiązać cienkie sznurowadła przy czarnych, lekko poprzecieranych na czubkach wyjściowych butach. Wstał i spoglądając na założonego na lewy nadgarstek pozłacanego Poljota podszedł ponownie do martwego przyjaciela.
– Czarek musisz poczekać, bo się spóźnię. Jak wrócę to się tobą zajmę – spojrzał w martwe oczy mężczyzny i wyszedł z mieszkania. Zegar wiszący na ścianie wskazywał, że za dziesięć minut będzie godzina dwunasta.
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.