Godzina 9:00, Niedziela, pierwsza połowa lat 80 w socjalistycznej Polsce. Sopot. Na 2 piętrze wielokondygnacyjnego budynku słychać pianie koguta. Może Was zaskoczę, ale nie jest to mieszkanie szalonego hodowcy drobiu, lecz właśnie zaczyna się „Teleranek”. Audycja dla młodych widzów, emitowana przez I program polskiej telewizji. Tak jak wspominałem w tym (kliknij) artykule, w owych latach nie można było przebierać w programach dla dzieci – były tylko dwa kanały.

I dla tegoż każdy z programów był dla młodych widzów na wagę złota. Szczególnie że czasem nam takowe odbierano – parę lat temu zamiast Teleranka pojawił się pewien smutny generał i zdenerwował rodziców. Ale to było już dawno, teraz leci „Niedźwiedź Pana Adamsa” i jest fajnie.
teleranek

10418981_10207703634058856_2626921936736466383_n
No i było by zupełnie fajnie, gdyby nie to, że w Kościele imienia Serca Pana Jezusa w Sopocie msza dla dzieci odbywa się o godzinie 10.
Tak więc o godzinie 9:35 Matka dokonywała komisyjnego odcięcia prądu w czarno-białym Neptunie i wyganiała mnie w drogę (niedaleką, kto zna Kamionkę) do kościoła. A były to czasy, gdy do kościoła uczęszczała większość polskich dzieci. Natomiast z powodu iż byliśmy tzw. Demograficznym wyżem, o owej godzinie „K”. klatka schodowa mojego 11 piętrowego bloku dudniła tupotem dziesiątek małych stópek odzianych w Relaxy. Zaczynał się gwar, piskliwe pokrzykiwania i śmiech. Po drodze dołączał się do nas sąsiedni blok nr 25, tak że na cmentarz docierała nas już ławica, 30-40 młodych i niesfornych, sopockich rybek.
Kościół, położony jest przy ulicy Malczewskiego, wśród lasów należących do Trójmiejskiego Parku krajobrazowego. Nie jest budynkiem z historią sięgającą setek lat jak Jego starsi bracia – został zbudowany chwilę po wojnie. Nie jest też szczególnie okazały i strzelisty. Ale dla nas, dziesiątek dzieciaków z Kamionki na ów czas jest Kaplicą Sykstyńską. Po jego lewej stronie – salka katechetyczna. To w niej odbywały się lekcje religii, prowadzone przez braci szkolnych. Do dziś pamiętam seans „Wejście Smoka” w I programie telewizji polskiej.

 

23317a7a0020d975505c4a9d
Był oznaczony planszą „Tylko dla dorosłych”, ale większość z nas i tak udało się obejrzeć to dzieło sztuki. No i na lekcji reli, brat Zenon, niczym Robert DeNiro w „Chłopcach w Ferajny” zagrał z nami chytrze pytając: „ Kto widział jak Bruce wczoraj załatwił tego niedobrego Bola”? A kiedy paręnaście młodych rączek z entuzjazmem uniosło się w górę, urządził karczemną awanturę, razem ze wzywaniem rodziców i srogą pokutą.

indeks
Ale wracając do mszy:
Widzieliście kiedyś genialne ilustracje do „Mikołajka”, autorstwa J. Sempe? Te „grupowe”, na których aż roi się od biegających łobuziaków? Podobnie wyglądał dziedziniec kościoła, chwilę przed dziesiątą rano. Kwitł handel gumami „Donald”, co chwilę można było usłyszeć „berek”, oraz opowieści starszych kolegów o walorach koleżanek.
mikolajek,big,2862
Na 10 minut przed rozpoczęciem mszy służby kościelne rozpoczynały proces zagonienia wolnych elektronów do wnętrza kościoła. Trwał on w granicach 5 minut i zakańczał się umiarkowanym sukcesem – konieczne było pięciominutowe „psykanie” na gaduły siedzące w ławkach. Z chwilą pierwszych dźwięków piszczałek organów w kościele panowała względna cisza. Niepoprawnych, za ucho wyprowadzał sam kościelny.
Kazanie, czyli taka „improwizowana” część mszy zawsze przykuwało naszą uwagę – było tworzone „pod nas”, najmłodszych. Nie było czytanych żadnych nudnych listów od Biskupów, których czasami słuchałem będąc na mszy o godzinie 11 z matką. Tylko zabawa – pytania o to kim był Pan Jezus, co byśmy zrobili jak by nas bliźni poprosił o pomoc i takie tam, wesołe i mądre rzeczy!
Później komunia, praktycznie najważniejsza część mszy – pod postacią opłatka spożywa się Ciało Chrystusa. Nie rozumiałem tego za dobrze, dlaczego ciało Chrystusa i dla czego jest tak mocno sprasowane, ale było to naturalne. Tak jak myśl, iż bicie małych dzwoneczków to cud którego dokonuje Bóg. Dopiero parę lat później przyuważyłem kościelnego jak majstruje przy sznurku wywołując dzwonienie…
Wieslaw Kudlacik

Pozostawały jeszcze tylko „Ogłoszenia Duszpasterskie” – taki mały kościelny marketing, na którym każdy z nas już ziewał, słysząc rewelacje o tym, że w jakimś tam kościele jest spotkanie z kimś.
Aż wreszcie ksiądz wymawiał sentencję „Niech Bóg Wam Błogosławi, w imię Ojca i Syna Ducha Świetego, idźcie – ofiara spełniona”, po której dziesiątki młodych istnień, odśpiewawszy jedną zwrotkę pieśni na zakończenie,  z szumem wytaczały się z kościoła, pędząc w stronę domów przez cmentarz. Czując, już na jego początku, zapach pieczonego kurczaka, który to tradycyjnie był na niedzielny obiad. Oraz, przynajmniej w moim przypadku, czując również miłość, radość i spokój w małym serduszku…
Amen