Mój ulubiony portal społecznościowy wprowadził ficzer o nazwie „dokładnie x lat temu”. Od czasu do czasu algorytm podstawia mi więc pod nos fotki okolicznościowe, które powstały, na przykład, podczas: imprezy urodzinowej któregoś z trójki moich dzieci, smażenia kaszanki z cebulką (o jakież to hipsterskie) lub pierwszych opadów śniegu zeszłorocznej zimy. Ok, miło rzucić okiem scrollując ekran w dół i tyle.
Dzisiaj jednak mój palec stanął dęba hamując, kiedy zauważyłem następujące wspomnienie:
Dokładnie 2 lata temu zlikwidowany został osiedlowy kiosk ruchu. Zaraz, to już dwa lata? Przecież jeszcze przed chwilą przyklejałem tam nos do szyby, wypatrując nowego numeru „Bajtka”! Nagle zrozumiałem jak ważne dla mnie i mojego dzieciństwa było to miejsce…
Kiosk stał w górnej części sopockiej ulicy Kraszewskiego, nieopodal supersamu Społem. Kwadratowy obiekt został ustawiony poprzez dźwig „Jelcz” na podwyższeniach z płyt chodnikowych, około roku 70. I jak większość kiosków z prasą w PRL-u należał do organizacji o nazwie „Ruch”. Jeszcze do niedawna byłem przekonany o komunistycznym pochodzeniu „Ruchu” , jednakże przedsiębiorstwo zostało założone 17 grudnia 1918 przez polskich księgarzy Jakuba Mortkowicza i Jana Gebethnera. Pierwotnie nosiło nazwę Polskie Towarzystwo Księgarń Kolejowych RUCH Spółka z o.o. W 1950 nazwę firmy zmieniono na Państwowe Przedsiębiorstwo Kolportażu, natomiast w 1973 r weszło w skład Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch”, największego koncernu prasowego w Europie Środkowo-Wschodniej. W latach świetności „Ruch” posiadał ponad 17 tysięcy własnych punktów sprzedaży w kraju.
W latach 80, w środku jednego z takich kiosków, służbę swą pełnił Pan Stefan, przez okoliczną dziatwę zwany „Jednorękim Bandytą”. Pseudonim ten nie pochodził jednak od rzekomego zamiłowania do hazardu kioskarza, lecz Jego widocznego kalectwa – braku ręki na wysokości ramienia…
Pan Stefan uwielbiał tweedowe garnitury. Palił „Extramocne”, także z małego okienka kiosku częstokroć wydobywały się opary tytoniowego dymu. Jedną ręką pocierał siarczaną główkę zapałki o draskę przymocowaną do lady, po czym, po odpaleniu żaru umieszczał ją z namaszczeniem w kryształowej popielnicy, postawionej na prasie codziennej.
– „Słucham?” – na wydechu aromatycznego dymu dawał znać o swej gotowości krótkim promptem.
– „Bajtka poproszę”.
W 1985 roku mój Ojciec przyniósł niepozorny, czarno – niebiesko – biały zeszyt. Był to pierwszy numer „Bajtka”. Do dzisiaj pamiętam zapach papieru, rysunek Podulki z ostatniej strony, oraz instrukcję wykonania „drążka sterowego”. Wiem że było to jedno z najważniejszych doświadczeń w moim życiu…
Wizyta w kiosku była w owych czasach swoistą wyprawą w nieznane – człowiek nigdy nie wiedział z czym wróci. Wychodził po nowego „Bajtka”, a wracał z żyletkami dla Ojca, bo akurat rzucili, a Stefan miał odłożone. I odwrotnie, też się zdarzało – więc wybacz mi swą szczecinę, Ojcze… Takie były uroki PRL-u. Z powodów przeróżnych braków i opóźnień bywały również tzw. „podwójne numery”, czyli np. numer Marcowy Bajtka nie ukazał się, natomiast Kwietniowy posiadał numer 3-4…
Rzecz jasna nikt o takiej sytuacji nie uprzedzał – nie było maili, rss-ów i FB, internet cywilny nie istniał… Wobec czego, należało praktycznie codziennie wykonać wyprawę do Pana Stefana, aby na końcu usłyszeć „Jeszcze nie ma” wypowiedziane głosem na nikotynowym wydechu.
Kupowałem wszelakie inne dostępne czasopisma o tematyce komputerowej:
– „Komputer” według mnie o najwyższym poziomie merytorycznym, oraz genialnymi cyklami typu „Terminator terminologiczny”, rysunkami P. Kakieta, serią MicroHistoricus….
– „Informik”, wydawany w latach 1987-89, sygnowany przez „Młodego Technika”
– „Mikroklan”, pierwsze czasopismo o tematyce mikrokomputerowej w Polsce, pierwotnie jako dział w piśmie „Informatyka”. Nudny jak flaki z olejem przekładniowym.Jak widać nie było tego dużo (jednak odpowiedź na pytanie o dostępność „Mikroklanu” była artykułowana już pod drugim „sztachu”), a przecież na świecie trwała mikrokomputerowa rewolucja. Polska tkwiła za żelazną kurtyną – ściskało nas embargo na import sprzętu uchwalone przez organizację Cocom, a w sklepach nie było mikrokomputerów dostępnych dla szarego Kowalskiego. Trwał deficyt na wszystko co materialne, od wspomnianych powyżej żyletek, aż po żywność. Warto jednak zadać sobie pytanie czy dlatego, teraz, w latach wolności oraz „dobrobytu”, tak łapczywie i nad wyrost kolekcjonujemy wszelakie dobra materialne?
Aby uzmysłowić sobie odczucia, spróbujmy przenieść się do równoległej rzeczywistości: II Rzeczpospolita Polska, umowne lata 80 zeszłego wieku. W czasie wojny Francja oraz Anglia udzieliła nam silnego (jakiegokolwiek) wsparcia, dzięki któremu byliśmy w stanie pokonać Rosję oraz Niemcy. Nie obowiązuje nas jakiekolwiek embargo, sklepy pełne są kolorowych słodyczy, wędlin, pism o mikrokomputerach oraz samych mikrokomputerów. Nawet w Supersamach „Społem” (tak, stowarzyszenie spółdzielców to również twór przedwojenny) znajdują się półki ze sprzętem i grami.
Zaopatrzenie w prasę dotyczącą mikrokomputerów, Supersam Społem, Sopot 1982
Prasa cieszy się zainteresowaniem mieszkańców okolicznego osiedla, wnioskować można iż planują Oni zakup pierwszego mikrokomputera.
Sklepy sieci Społem zostały wyposażone w system sprzedaży oparty na mikrokomputerach Commodore 64, zintegrowany z monitorem 1702. Jest to specjalna wersja dostarczona przez amerykańskiego producenta – proszę zwrócić uwagę na zasilanie komputera wyprowadzone bezpośrednio z monitora.
W sklepach sieci Społem pojawiły się nowe mikrokomputery – pochodzące z Anglii dzieło Sir Clive-a Sinclaira ZX Spectrum +. Różni się on od poprzednika, wersji 48, znacznie poprawioną klawiaturą, umożliwiającą profesjonalne zastosowanie mikrokomputera. Ponadto wciąż możecie Państwo nabyć doskonały dla mniej zaawansowanych mikrokomputer ZX81. Zapraszamy do zakupów!
A TUTAJ [KLIKNIJ] – niespodzianka, klip grupy „Lamers”, o drodze Pana Aliasa po Bajtka.
Dobry art. Ten gość co sięga na jednym ze zdjęć po 5 numer Bajtka to Alias za 40 lat 😉 Dokładnie ten sam numer 😉
Bardzo dobry tekst! Sam miałem podobnie, lecz troszkę później i w obliczu rynku komiksowego. Aż łezka się w oku zakręciła 😉
Pozdrawiam z pokładu Stacji Kosmicznej 🙂