W 2015 roku, podczas Pixel Heaven, dane mi było poznać Dina Diniego – autora mojego ulubionego (wybacz, Jon H.!) soccera o nazwie Kick Off. Mr. Dini oprócz panelu Q&A (który świetnie poprowadził Sir Haszak) był również gościem specjalnym turnieju KickOffa2. Podczas rywalizacji na bieżąco udzielał uczestnikom wskazówek na temat ustawień, sposobu gry itp. I to było niesamowite. Natomiast podczas naszej krótkiej rozmowy na usta wciąż cisnęło się pytanie: czy wie jak brutalną grą może być Player Manager?
To było w 1992 roku. W ciągu pierwszego półrocza zostałem wylany z sopockiego I LO – moja wizja świata nie zgadzała się z tą, którą wyznawali nauczyciele… Przymusową przerwę w nauce wykorzystywałem zacnie, wraz z grupką znajomych na rozrywkę elektroniczną. Na ów czas byłem szczęśliwym posiadaczem ST-ka, którego zarzynaliśmy niemiłosiernie. Np. podczas dwudniowej sesji w genialną strategię „Empire”, nie zauważyliśmy pożaru sąsiedniego bloku, gaszonego przez 10 zastępów straży pożarnej.
Grzegorz – Coś się dzieje za oknem.
Ja – Dobra, na pewno przyjechali po jakąś staruszkę. Zobacz – odkryłem Ci miasto.
Ze względu na zamiłowanie do piłki nożnej już od czasu ZX-a szukaliśmy godnego nas soccera. Kick Off był dla nas odkryciem roku. Graliśmy ligi, puchary i mecze towarzyskie. Natomiast odkrycie Playera Manager (który pomimo iż był dostępny na rynku od 1989, dopiero w 92 wpadł w moje ręce na którejś z giełd) oraz jego wątku managerskiego było powodem do nocnej zmazy.
Jedynym problemem PM był brak multiplayera. Natomiast, przy odrobinie pomysłowości można było zmienić ZASADY GRY i pobawić się w typowanie wyników. I już rozrywka stawała się dostępna dla sześciu graczy.
Kolejną modyfikacją regulaminu był system kar i nagród za zwycięstwa/przegrane.
Nie, nie była to rosyjska ruletka 🙂
Otóż gracz który poprawnie wytypował wynik uderzać miał linijką, po miejscu gdzie plecy tracą swą szacowną nazwę pozostałych graczy. Jeśli było dwóch zwycięzców – przegrani otrzymywali cięgi dwa razy.
Niestety, nie miałem odpowiedniej linijki… Jedyną rzeczą spełniającą wymagania którą znalazłem w mieszkaniu była deska od rozmontowanego parę dni wcześniej biurka.
Igrzyska rozpoczęły się dla 6 graczy. Uwierzcie mi że każdy typ był bardzo dokładnie analizowany ;). Po 2 godzinach grania trójka odpadła… Natomiast jeden gracz, pod pozorem zjedzenia kanapki zamontował sobie w majtasach złożoną, tetrową pieluchę (został zdemaskowany, ponieważ podczas uderzeń pielucha wydawała głuchy dźwięk). No cóż, w tamtych czasach kary cielesne nie były aż tak potępiane. Uszkodzeń ciała, oprócz zsinienia pośladków oraz lekkiego odbicia kości ogonowej – nie stwierdzono.
I tym oto sposobem staliśmy się pierwszymi ofiarami młodzieńczej głupoty, które do realizacji swych fanaberii użyły komputera.
Oraz softu Mr. Diniego 🙂
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.