Jeśli uważnie przyjrzeć się polom potyczek pomiędzy użytkownikami Atari ST, antycznych PC, Macintoshy i Amigi, na pewno łatwo zauważyć pewien trend, zapoczątkowany jeszcze w czasach 8-bitowców. Muzyka! Do jej tworzenia służą od lat 80. komputery. Nie ma co udawać, że to szczególnie długa historia. Właściwie prekursorzy komputerowej muzyki wciąż osiągalni są na aukcjach: ZX Spectrum ze swoim brzęczykiem, małe Atari z Pokeyem, C64 z SID-em i inne wynalazki grające na TED-ach, czy VIC-ach.
Prawdziwa rewolucja w dziedzinie komputerowej muzyki nastąpiła jednak w połowie lat 80., kiedy Amiga zyskała Paulę (ośmiobitowy przetwornik dźwięku), a Atari ST został standardowo wyposażony w porty MIDI. Oba wymienione rozwiązania zadecydowały o roli pierwszych 16-bitowców. Amiga stała się królową domowej rozrywki, ST-ek w grach rozbrzmiewał chiptune’ami. Jednak producenci oprogramowania szybko dostrzegli moc drzemiącą w maszynach. Steinberg w 1989 zmienił ST w prawdziwe narzędzie do grania instrumentami MIDI, Karsten Obarski swoim Ultimate Soundtrackerem (wydanym w 1987 roku) przekształcił Amigę w studio muzyczne do pracy z samplami. Dziś trudno znaleźć kogoś, kto widział działającego Sountrackera na Amidze – to wybredny soft, którego wczesne wersje działały tylko na Kickstarcie 1.2.
Więcej: format utworów Soundtrackera nie jest do końca zgodny z dzisiejszymi MOD-ami. Rola komercyjnego Soundtrackera sprowadza się dziś właściwie do zapoczątkowania pewnego trendu i ustalenia podstawowych zasad działania tzw. trackerów. Historia pogrzebała też Noisetrackera i Soundtrekkera, za to scena komputerowa pokochała Protrackera, klona Ultimate Soundtrackera, rozwijanego od 1990 roku. Podczas gdy Atari ST stało na wyraźnym muzycznym rozstaju, stając się z jednej strony standardowym wyposażeniem studiów muzycznych, z drugiej doskonałym rozwiązaniem dla wielbicieli brzmień AY-ka, z trzeciej: raczkującym narzędziem do tego, co Amiga obsługiwała w standardzie: odtwarzania sampli. Protracker sam w sobie nie wnosi rewolucyjnych rozwiązań w stosunku do Ultimate Sound Trackera – pozwala swobodnie operować na czterech 8-bitowych ścieżkach sampli, oferuje zestaw poleceń wywoływanych w każdej z linii oraz prościutki sekwencer wraz z samplerem.
Ten ostatni wymaga do zgrywania z analogowych źródeł dodatkowego wyposażenia (zwanego po prostu samplerem), ale to wystarczający atut, by przekształcić Amigę w cyfrowy recorder i miniaturowe studio muzyczne… mieszczące się w granicach CHIP RAM-u. Protrackerowy, 4-kanałowy format MOD jest dziś obowiązującym standardem, stał się także podstawą do stworzenia świetnego narzędzia dla amigowych DJ-ów, PT1210 oraz wersji obsługującej do 8. kanałów (Protracker 3.x). Żaden inny program nie odcisnął tak dużego piętna na sposobie wpisywania nutek i poleceń, jak Protracker. I żaden inny format nie jest od dwóch dekad polem do konkurencji w scenowych konkursach. Zaskakujące, że historia pogrzebała inne, zdecydowanie bardziej rozbudowane wynalazki (OctaMED, Symphonie, Musicline Editor, DBPro), dając szanse jedynie Protrackerowi i jego softsyntetycznemu bratankowi, AHX-owi. Raczej nie doczekamy się już na Amidze zbyt wielu nowych trackerów, prędzej zobaczymy chyba nowe wersje ACE Trackera i FlexTrackera na Falcona… no ale to Atarowcom bardziej brakuje dobrych trackerów.
Protracker w mojej opinii wygrał ten pojedynek. Cubase na ST wprawdzie wciąż jest użytecznym narzędziem, ale dziś jest ich równie wiele na dowolną inną platformę (no może poza Amigami właśnie). Protracker ustalił pewien sprecyzowany standard, który dla muzyków okazał się wystarczający do pracy w początkowej fazie, z perspektywy czasu jest też wystarczającym wyzwaniem dla muzyków, by spróbować swych sił w łamaniu ograniczeń, które stawia. Cztery kanały powinny wystarczyć wszystkim muzykom, którzy mają coś do skomponowania.
ot, kolejny amigowy fanboj