Letni poranek. Jem śniadanie i biegnę. Z uśmiechem na twarzy i z przygodą zapisaną w głowie. Koleżanki już czekają na podwórku. Juhu, będą dzisiaj zawody gry w trójkąta. Koledzy z innych osiedli pewnie też dołączą. Moda? Była, na pewno była! Czapka z kangurkiem, kurtka szwedka, getry, bransoletki z muliny, które zawzięcie tworzyłam na przerwach w szkole, flanelowe koszule w kratkę i ogrodniczki. Moda! Szaleństwo, przepych, fantazja. Wszystkie chwyty dozwolone. Pierwsza trwała. Do dziś pamiętam swój rzewny płacz, który towarzyszył mi wychodząc od fryzjera. Nie było mi do twarzy z wersją pudla na głowie. Ot, taki sobie prezent zrobiłam na urodziny. Największą jednak moją uwagę przykuła czapka z kangurkiem, ponieważ związana jest z nią pewna historia.

Asia. Koleżanka z bloku. Jej tata pływał, więc była na tzw. „topie” i miała super ciuchy. Pewnej zimowej niedzieli wyszliśmy pojeździć na sankach. Zdziwienie??? Potwierdzam, że żyłam w czasach, kiedy w zimę był śnieg, a dzieci korzystały z jego obecności, ile dusza zapragnie  Ala, Krzysiek, Karolina i ….??? Oszałamiający blask. „To ja, to ja” – krzyczy biegnąca dziewczynka opatulona jaskrawym, bijącym w oczy szalikiem, zza którego wystawał tylko no. Zza czapki, która miała naszytego kangurka, połyskiwały ogromne oczy. Byliśmy zaskoczeni, zmieszani. Nasze usta uformowały się w kształt przypominający rybę wołającą o wodę. Nie potrafiliśmy wydusić z siebie żadnego dźwięku. Po chwili udało się nam wyartykułować z siebie coś, co przypominało: „Łał”. Zza oślepiającego zestawu ocieplającego głowę wydostał się piskliwy okrzyk: „To ja, Asia!!!”. Asia???! – wymamrotałam oszołomiona. Nasza Asia??? – próbowałam potwierdzić. „Tak, Asia z klatki D!” – odpowiedziała stanowczo Joanna. „Niesamowite. To takie piękne. Asiu, ale Ci zazdroszczę”. – ze łzami w oczach wypowiedziałam te krótkie zdania. Tak zaczęło się pierwsze modowe szaleństwo w moim młodym życiu. Chęć posiadania i wyglądania szałowo zagościło w mojej duszy. Ala z Karoliną wymieniły się spojrzeniami i zrozumiały, że od teraz zwinność podczas grania w gumę nie wystarczy. Wkroczyło do naszego niewinnego życia coś nowego, jeszcze wtedy niezrozumiałego, ale już lekko wyczuwalnego w powietrzu. Od tamtej pory Asia była modową wyrocznią, a my dzielnie podążałyśmy za tym nowym odkryciem. Każda z nas chciała czymś zabłysnąć. Nie koniecznie noenowością. Czapka z kangurkiem stała się jednak przebojem. Teraz trzeba było pogłówkować, żeby dorównać „światu”. Nie pamiętam jak, ani po jakim czasie to było, ale marzenie spełniło się. Dostałyśmy wyczekane czapki będące podwórkowym krzykiem mody. Ja byłam szczęśliwą posiadaczką zestawu różowego. Czułam się wspaniale. Dołączyłam do cieszącej się uznaniem stylowej paczki. Podobna historia powtarzała się, ilekroć tata Asi wracał z morza. Jej tata był dla nas niczym Krzysztof Columb. Z każdym powrotem uchylał nam rąbek nowej, modowej tajemnicy, przywożąc z odległych krajów skarby, o których ciężko nawet było sobie pomarzyć. Nie mieliśmy hipermarketów i allegro. Byliśmy my i to, co życie rzuciło nam w ręce. W tamtym czasie modę tworzyliśmy sami. W naszym świecie nie było zawodowych kreatorów, internetu i gazet, które weryfikowałyby nasze upodobania z ogólnie panującym trendem. Myślę, że to dobrze, bo mogę określić tamten okres mianem beztroskiego dzieciństwa. To my decydowaliśmy, co nam się podoba, co kradnie nam serca. Z każdym pojawieniem się nowego podwórkowego „trendu” wiążę się inna opowieść. Będę starała się podzielić z Wami każdą zapamiętaną historią w najbardziej realny i wiarygodny sposób, próbując jednocześnie oddać klimat tamtych lat. Zatem do następnego razu