To prawdziwy fenomen – „Łowca talentów” działał w Sopocie przez kilkadziesiąt lat i w tym czasie jego podopieczni zdobyli setki medali i tysiące nagród. Słyszeliście o „dzieciach Golca”? Poznajcie historię nauczyciela, dziś 81-letniego mężczyzny, który swym podejściem zawojował nadmorski kurort.
– Zawsze interesowała mnie odpowiedź na pytanie: Szkoła ciekawa, czyli tak naprawdę jaka? Jak zrobić, by szkoła była ciekawa dla uczniów i nauczycieli? – słyszę.
Ja oczywiście nie mam pojęcia, jak miałaby wyglądać „ciekawa szkoła”. Ale jeżeli ktoś może odpowiedzieć na to pytanie, to właśnie autor powyższego znaku zapytania, mój rozmówca, 81-letni Józef Golec, nauczyciel z pasji, powołania (i cokolwiek pozytywnego tu dodacie). W Sopocie to człowiek legenda. Zresztą nie tylko w nadmorskim kurorcie.
Przygotowując się do wywiadu, czytałem książki i artykuły na jego temat. Generalnie znalazłem tam pod jego adresem same plusy i zachwyty, czasem aż do patetycznej przesady. Ale są też konkrety.
„Stajnia Golca” była numerem jeden
Ten siedzący przed mną 81-latek swego czasu, mówiąc mało elegancko, naprawdę „wymiatał”. Był tak dobry, że o jego uczniach przyjęło się mówić „dzieci Golca”, bo jego podopieczni regularnie odnosili sukcesy w lokalnych, ogólnopolskich i zagranicznych konkursach plastycznych. Medale dzieciaków nauczyciela z Sopotu liczyło się w setkach, a nagrody w tysiącach. Dość powiedzieć, że gdyby w Polsce zorganizowano ligę plastyków, „stajnia Golca” byłaby bezapelacyjnym numerem jeden i biłaby rywali na głowę. Oczywiście w kategorii wiekowej typu podstawówka.
Bo właśnie takie dzieciaki uczył Golec najpierw w sopockiej trójce, później dwójce, a na końcu „ósemce”, gdzie w połowie lat 60-tych został dyrektorem.
Józef Golec zdradza tajemnice swoich sukcesów
Skąd tak liczne sukcesy? Inni różnie tłumaczą ten fenomen, on sam mówi: „Rysunek dziecka winien być na miarę jego psychiki, a nie na miarę jego nauczyciela“.
Kolejny składnik recepty tak wielkich osiągnięć był już nieco bliżej ziemi. „W mojej ósemce starałem się, aby wychowanie plastyczne miało godziwe warunki, aby nigdy, przynajmniej w naszej szkole, nie było piątym kołem u wozu(…) zorganizowałem pracownię plastyczną, która w latach siedemdziesiątych wyposażona była w sztalugi, posiadała dwa zaplecza, z których jedno pełniło funkcję ciemni fotograficznej. Zaplecze pozwalało na gromadzenie zbiorów najlepszych prac plastycznych” – pisze w swoich wspomnieniach Golec.
„Dziś dla młodego człowieka wyprawą jest…”
Dla kogoś sukcesy (nawet spektakularne) w konkursach plastycznych mogą budzić jednak tylko drobne wzruszenie ramion i pytanie typu: I to wszystko?
Warto pamiętać jednak o dwóch rzeczach. Po pierwsze, mówimy tu o latach 60., 70. i 80., a więc czasach gdzie nie było Facebooka, w telewizji był jeden kanał, a dzieciaki nie cięły masowo w gry komputerowe. Konkursy plastyczne potrafiły wzbudzić emocje u wielu. – Trudno porównywać „moje” czasy z tym, co dzieje się obecnie. Kiedyś organizowaliśmy z dzieciakami wycieczki po lasach, gdzie dziennie szliśmy kilkadziesiąt kilometrów. Dziś dla młodego człowieka wyprawą jest przejście z jednego pokoju do drugiego, do swojego komputera – śmieje się (ale tak bez złośliwości) 81 latek, z którym siedzimy w jego mieszkaniu w Sopocie.
A druga sprawa, o której trzeba wiedzieć: fenomen Józefa Golca to nie tylko konkursy plastyczne.
W tym akapicie znajdziesz człowieka spełnionego
Dla wszystkich, którzy w swoim życiu kierują się nieśmiertelną zasadą tl;dr („za długie, nie czytam”) naprawdę krótka wyliczanka. Mówimy tu:
1) o nauczycielu, który w 1981 roku zaprowadził swoich uczniów na zjazd Solidarności, by tam malowali swoje prace. A te były tak dobre, że musiały być później… przemycane na Zachód
2) człowieku, który wprowadził szachy jako przedmiot nauczania (pierwsza taka szkoła w Polsce, oczywiście w Sopocie),
3) nauczycielu, który w latach 60. uczył swoich uczniów Esperanto i stworzył nawet Muzeum Esperanta
4) niestrudzonym skaucie, który wspólnie z młodymi harcerzami „robił” dziennie dziesiątki kilometrów
5) mężczyźnie zakochanym w ekslibrisach (ile tutaj trzeba cierpliwości i umiejętności!),
6) 81-latkowi, który miał to szczęście, że szybko w życiu znalazł swoją pasję i robił to co kochał.
Tylko tyle i aż tyle.
– Nie żałuję niczego, nic bym nie zmienił w swoim biogramie – uśmiecha się pan Józef.
Dwa tysiące uczniów. „Pamiętam tak wielu z nich”
I serio, wierzę. Wystarczyło z dwadzieścia minut wspólnego obcowania i wiem, że to prawda, wiem, że mam przed sobą człowieka spełnionego. W trakcie rozmowy 81-latek co chwila wychodzi z pokoju, przynosi kolejne albumy, pokazuje swoje książki, opowiada historie, z rozrzewnieniem opowiada o swoich uczniach.
Ba, potrafi ich wymienić z imienia i nazwiska. Nie wiem, czy wszystkich, ale kiedy w swojej karierze miało się ich ponad 2 tysiące, nie ma co wymagać zbyt wiele. Mój rozmówca pamięta jednak bardzo dużo i to nie tylko nazwiska tych najbardziej znanych swoich uczniów, takich jak na przykład Bogdan Borusewicz, swego czasu Marszałek Senatu, a kilkadziesiąt lat wcześniej „dziecko Golca” właśnie.
– Pan się pyta: „jak zrobić ciekawą szkołę?”. A jak patrzę na Pana dokonania, to chyba się to Panu w jakimś stopniu udało, prawda?. Szachy, esperanto, harcerskie wycieczki, plastyka… – wyliczam.
Esperanto i szachy na lekcjach. „Szkoła nie może być szablonowa!”
– Chciałem zrobić wszystko, by szkoła nie była szablonowa. By uczniowie lubili do niej przychodzić. Stąd na przykład Esperanto. Uczniowie mogli w ten sposób obcować z inną kulturą, na wyjazdach poznawać życie w innych krajach – mówi. W sopockiej ósemce język esperanto nauczany był przez 15 lat, a w 1972 roku otwarto tam… Muzeum Esperanta.
– A szachy? – pytam. I chcę wiedzieć, jako dziennikarz i jako zapalony gracz. Jeżeli chodzi o plastykę jestem totalnym beztalenciem (pan Józef się ze mną nie zgadza, ale nie widział moich „możliwości”), jednak w szachy coś niecoś potrafię.
– W naszej szkole wprowadziliśmy szachy jako przedmiot nauczania. To była pierwsza taka sytuacja w Polsce. Z uczniami jeździliśmy na zagraniczne turnieje. Ale organizowaliśmy też turnieje szachowe w „ósemce” w Sopocie, czy na molo – wspomina nauczyciel, który 50 lat temu w plebiscycie redakcji „Wieczoru Wybrzeża“ został wybrany „Gdańszczaninem 1966 roku“. – Szachy uczą logicznego myślenia, rozwijają młodego człowieka – argumentuje, ale akurat tutaj nie musi mnie w ogóle przekonywać.
Myślisz, że masz dobrą kondycję?
– Postawiłem też na harcerstwo i to nie harcerstwo ideologiczne. Chodziło o to, by dzieci same się do tego garnęły. Uczeń musiał zasłużyć na przyjęcie do naszego szczepu. Organizowaliśmy wycieczki, to była turystyka! Piesza i rowerowa. Biliśmy rekordy, na przykład przejście 52 kilometrów w jeden dzień! – opowiada 81-latek. – To był skauting, nie ideologia – podkreśla.
Prace uczniów Golca przemycane na Zachód
W naszej rozmowie polityka za często się nie przewija, ale kiedy już się pojawia robi to naprawdę z wielkim hukiem.
1981 rok, zjazd Solidarności. Na sali obrad także… uczniowie Golca. Siedzą, rysują i malują. Ich prace widzą zagraniczni korespondenci. O młodych artystach robi się głośno. Padają propozycje wystaw we Francji i w Niemczech. Pech chciał, że niedługo później zostaje wprowadzony stan wojenny. Prace „dzieci Golca” trafią zagranicę, ale muszą być przemycane kanałami dyplomatycznymi. – Straciłem pracę dyrektora Szkoły Podstawowej nr 8, a później przez jakiś czas nie mogłem nauczać – wspomina tamte czasy Golec.
„Mam jeszcze trochę planów”
81-latek kocha jeszcze dwie rzeczy (pewnie jest ich więcej,ale o tych wiem na pewno). Bardzo ceni Sopot, ale miłością jego życia jest Cieszyn (tam się urodził). Kocha też ekslibrisy – i przygotowaniem takich albumów również zajmuje się na emeryturze. – Piszę książki, interesuje mnie lokalna historia Sopotu i Cieszyna – dopowiada. – Robię to wszystko, bo chcę być aktywny, nie chcę zdziadzieć. Zdrowie już nie to, wiele czasu mi już nie pozostało, ale mam jeszcze nieco planów. Mam nadzieję, że uda mi się zdążyć.
Autor korzystał z książek i artykułów:
Mieczysław Gulda, „Człowiek-nauczyciel-twórca Józef Golec Sopocki Cieszynianin”
Józef Golec, Rajmund Głembin, „Dwa wieki sopockiego szkolnictwa”
Artykuł warszawa.naszemiasto.pl, „Józef Golec – w Sopocie znają go wszyscy”
Pamiętamy, te szkołę wszyscy. P. Józef był nauczycielem z pasją i co najważniejsze umiał nią zarażać.
Dziękujemy.