W czasach, gdy w Polsce sklepy świeciły pustkami, można było tutaj dostać towary, o których „zwykły Kowalski” mógł tylko pomarzyć. Kartą wstępu do tego raju były dewizy, lub charakterystyczne bony z marynarzem. Zakupy w Baltonie to było naprawdę coś! Przypominamy historię tego ważnego w czasach PRL przedsiębiorstwa, które przetrwało do dziś.
Pamiętają Państwo Baltonę? Jednym kojarzy się z handlem na statkach, przejściach granicznych i lotniskach. Inni wspominają jej sklepy i bogaty jak na PRL wybór towarów. Jeszcze kolejni odgrzebują w pamięci charakterystyczną walutę Baltony, czyli uśmiechniętego wilka morskiego. I oczywiście są jeszcze tacy, dla których Baltona to przede wszystkim marynarskie historie z dewizami, nie do końca legalnym handlem, cinkciarzami i sporym zyskiem na horyzoncie.
To jak właściwie funkcjonowała Baltona i jej sklepy?
Sklepy Baltony były jak nie z tej bajki
Dawni marynarze, z którymi rozmawiałem wspominają, że w sklepach Baltony czuło się zapach innego świata. Kawa, tytoń, dobre alkohole, modne ubrania – z punktu widzenia dzisiejszego klienta trudno to pojąć, ale w czasach PRL takie towary stanowiły prawdziwy obiekt westchnień. W „zwykłych” sklepach takiego asortymentu nie było, albo trafiał się niezwykle rzadko, lub niekiedy trzeba było kupować go na kartki. Sklepy Baltona sprawiały wrażenie, jakby były nieco z boku tego, co dzieje się w kraju.
Pierwszy z brzegu przykład. Kiedy w latach 80-tych polskie władze zdecydowały się wprowadzić reglamentację alkoholu, a butelkę wódki nabywało się na kartki i tylko w określonych godzinach, w Baltonie (ale też i Pewexie) klient kupował alkohol o każdej porze funkcjonowania sklepu. Działały tu zasady znacznie bardziej zbliżone do maksymy „klient nasz pan”, ale tak jak i w innych gałęziach ówczesnej gospodarki nie można tu było mówić o wolnym rynku. Baltona była przedsiębiorstwem państwowym.
Kto miał dewizy i bony, ten czuł się tutaj dobrze
Tu ważne przypomnienie: firma Baltona to nie tylko sklepy. To działające od lat 40-tych zeszłego wieku przedsiębiorstwo (niżej pokrótce prezentujemy jego historię) zaopatrywało w towary statki, samoloty, porty lotnicze, placówki dyplomatyczne, czy międzynarodowe targi, które odbywały się w Polsce. Istniały nawet specjalne linie produktów spod znaku Baltony – mowa tu chociażby o konserwach, słodyczach, czy alkoholach. Baltona to wielkie przedsiębiorstwo państwowe, przez wiele lat monopolista na polskim rynku.
Wracamy do prlowskich sklepów Baltony. Kluczem do tego raju nie była polska waluta. W Baltonie klient mógł poczuć się pewnie, jeżeli w portfelu miał dewizy (czyli na przykład dolary), albo charakterystyczne bony. Starsi Polacy z pewnością dobrze kojarzą uśmiechniętego marynarza z fajką w zębach i wielkim koszem zakupów.
Tak właśnie wyglądał rewers bonu Baltony, awers to opleciona liną kotwica, zwieńczona czapką Merkurego. Na Wybrzeżu, ale też na przejściach granicznych powstawały pierwsze sklepy, gdzie w późniejszych latach obrazki z wilkiem morskim przechodziły z rąk do rąk każdego dnia.
Zarabiasz w dolarach, dostajesz bony i kupujesz w Baltonie. Proste?
– W czasach PRL państwowa gospodarka odczuwała zawsze wielki głód dewiz. Po 1956 roku, a więc kiedy rozpoczęła się polityczna odwilż, kierownictwo partyjne szukało mechanizmu, który pozwoli wydobyć dewizy od obywateli. To się udało. Sklepy Baltony, i później Pewexu są tego przykładem – w rozmowie ze mną tłumaczy profesor Jerzy Kochanowski, specjalizujący się w najnowszej historii Polski, pracownik Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
– Jak działał ten mechanizm? Pracujący zagranicą polski inżynier dostawał, dajmy na to, 100 dolarów miesięcznie. Z tego polskie przedsiębiorstwo wypłacało mu 30 dolarów na rękę, a resztę wypłaty dostawał w bonach. Oczywiście tych bonów nie mógł wydać w Kuwejcie, czy Libii. Musiał to zrobić w państwowym sklepie dewizowym w kraju, w sklepie takim jak na przykład Baltona – dopowiada naukowiec.
Inne państwa też miały takie sklepy. Ale w Polsce było… najweselej
Historyk zwraca uwagę, że taki rodzaj handlu nie był polskim wynalazkiem. Rosjanie już w latach 30-tych powołali u siebie tzw. Torgsiny, sklepy walutowe (można w nich było płacić także złotem), które obsługiwały cudzoziemców, a później także obywateli radzieckich. Po wojnie działające na podobnych zasadach sklepy funkcjonowały w NRD (Intershop i Genex), Czechosłowacji (Tuzex), czy Bułgarii (Corecom). – Na tle sklepów walutowych w innych krajach socjalistycznych, polska Baltona, czy Pewex wyróżniały się dużym asortymentem i otwartością na klientów. W Polsce obywatel mógł kupić sobie w takim sklepie kawę, czy flaszkę wódki, nie obawiając się, że będzie kontrolowany przez milicję. W innych państwach takie kontrole były. Chodziło o sprawdzenie, czy pochodzenie dewiz jest legalne – przypomina profesor Kochanowski.
W pierwszej kolejności ze sklepów Baltony korzystali więc ludzie, którzy pracowali zagranicą i mogli liczyć na zarobki w obcej walucie. Marynarze, rybacy, inżynierowie na kontraktach zagranicznych, czy dyplomaci robili zakupy w Baltonie, a od lat 70-tych także w Pewexie.
W Baltonie można było kupić polskie towary. Tak wyglądał ekspert wewnętrzny
Jednym z mitów, który pokutuje do dziś jest przekonanie, że w sklepach Baltony kupowało się tylko zagraniczne towary. Prawda jest natomiast inna. Można tu było z powodzeniem kupić na przykład rodzimy alkohol, czy krajową żywność. Asortyment był jednak lepszej jakości od tego, który był do wyboru w „zwykłych” sklepach.
– Z punktu widzenia władzy dokonywała się rzecz genialna. Na tym właśnie polegał eksport wewnętrzny. Do Baltony „eksportowało się” polskie towary, a obywatele musieli płacić za nie w dewizach. Nie potrzeba było żadnej reklamy, żadnych technik sprzedażowych. Prosta wymiana, na której korzystało państwo – komentuje profesor Kochanowski.
Ale korzystali też inni. W uprzywilejowanej pozycji byli tutaj na przykład marynarze.
Wilki morskie w roli handlarzy. Kupujesz, sprzedajesz, zarabiasz krocie
Za swoją pracę dostawali oni także tak zwany dodatek dewizowy – każdego dnia przyznawano im określoną liczbę dolarów. Jeden z marynarzy, który obecnie przebywa już na emeryturze w rozmowie ze mną wspomina, że w latach 60-tych dostawał dolara i dziesięć centów dodatku dewizowego dziennie, kucharz otrzymywał 19 centów, a kapitan statku – 1.5 dolara. Dziś takie sumy mogą u wielu budzić uśmiech politowania, ale w tamtych latach takie pieniądze stanowiły przepustkę do innego świata.
Markowe wranglery, garnitury Levisa, szynki w puszkach, czy nawet gumy do żucia – Baltona oferowała coś, czego w innych sklepach w Polsce po prostu nie było. Nie wspominając już o tym, że w PRL wiele towarów było reglamentowanych, w Baltonie (czy później w Pewexie) kartki przestawały się liczyć.
– Marynarz mógł zlecić wypłatę dodatku dewizowego dla swojej rodziny. Żona pobierała ją w bonach, które mogła wymienić na towary w Baltonie – mówi jeden z marynarzy.
Co ciekawe, marynarze zarabiali też na kupowaniu towarów w sklepach Baltony, które później z dużym zyskiem sprzedawali zagranicą. Tego typu handel był zakazany przez państwo, ale wielu marynarzy, których kusił szybki zarobek decydowało się ryzykować.
A zysk był naprawdę opłacalny. Marynarz kupował w Baltonie wódkę, lub papierosy i sprzedawał taki towar zagranicą. Na samej takiej wymianie potrafił zarobić kilkukrotnie. Jednak z reguły uzyskane w ten sposób dolary nie trafiały do kraju.
Marynarz wolał kupić za to inne towary (na przykład modne ubrania), wrócić do Polski, by w kraju ponownie sprzedać je z wielkim zyskiem.
Baltona – firma, która miała wyłączność na zaopatrywanie statków
Przedstawiające marynarza logo Baltony nie było oczywiście przypadkowe. Już od samego początku istnienia spółki, czyli od 1946 roku Baltona (powstała z połączenia spółek Przedsiębiorstwo Portowej i Polska Bandera) na celownik swojej działalności wzięła przeładunki morskie.
Trzy lata później, kiedy w Polsce władze umocnili komuniści, a w gospodarce dominowała doktryna centralnego planowania, przedsiębiorstwo Baltona za symboliczną złotówkę trafiło już w ręce państwa i zostało podporządkowane Ministrowi Handlu Zagranicznego. Jego pierwszą siedzibą było Nabrzeże Francuskie w gdyńskim porcie. Od 1 stycznia 1950 roku państwowa Baltona miała już wyłączność na zaopatrywanie statków we wszystkich portach polskich. Konkurencja w postaci prywatnych firm shipchandlerskich przestała istnieć. Przez kilkadziesiąt lat państwo miało monopol na takie usługi.
Historia Baltony spisywana jest na bieżąco. W tym roku „stuknie” 70 lat!
Szczegółowe informacje na temat historii Baltony opracowują właśnie… obecni pracownicy tej firmy. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że Baltona (w przeciwieństwie do Pewexu) istnieje do dziś, oczywiście już na innych zasadach i w innych realiach gospodarczych. Ale odniesienia do przeszłości są ważne, przedstawiciele Baltony przygotowują się właśnie na uroczystości z okazji 70-lecia firmy.
Pracownicy Baltony z chęcią dzielą się swoją wiedzą na temat historii firmy. W ich przygotowanym właśnie opracowaniu, które udaje mi się uzyskać znajduję wiele ciekawych informacji.
Baltona. Wynotowaliśmy kilka ciekawostek
Lata 50/60:
„Dostawy towarów na statki zagraniczne odbywają się na podstawie zamówień składanych przez klarków „Baltony” w wyniku ich akwizycji przeprowadzonej na statkach zagranicznych. Klarkowie „Baltony” otrzymują wynagrodzenie prowizyjne. Dostawy towarów na statki polskie dokonywane były na podstawie zamówień składanych „Baltonie” przez kierownictwo statków i armatorów.
Łączny stan zatrudnienia wynosił w „Baltonie” na dzień 1.01.1963r. – 515 pracowników, w tym 291 pracowników umysłowych i 224 pracowników fizycznych”.
Lata 60/70:
„W tym okresie nastąpiło również znaczne rozszerzenie asortymentu w poszczególnych kategoriach produktowych między innymi rozwinął się dział konfekcyjno-odzieżowy (…) Baltona importowała odzież między innymi z Włoch, Wielkiej Brytanii oraz Holandii.
Najbardziej pożądane zamówienia na ubrania to bluzki damskie wełnopodobne, swetry, pulowery, koszule polo męskie, skafandry dziewczęce, tkanina sukienkowa wieczorowa, dzianina sukienkowa letnia, wzorzysta, pończochy-rajstopy żakardowe ciepłe, haleczki damskie, slipy damskie, koszule nocne damskie letnie z rękawkiem, reformy ciepłe z dłuższymi nogawkami”.
Lata 80:
„Marka Baltona najczęściej kojarzona jest z produktami luksusowymi, które można było kupić w sklepach Baltony za waluty wymienialne, najczęściej dolary lub bony marynarskie, produkty światowych marek od alkoholi, papierosy, ubrania, sprzęt RTV i AGD, aż po kosmetyki.
Lata 80 bowiem to rozkwit działalności Baltony przed zmianą ustroju gospodarczego w Polsce, powstało wówczas 260 punktów sprzedaży w całym kraju (…) Baltona wówczas, oprócz rozwijania sieci ogólnodostępnych sklepów zajmowała się nadal zaopatrywaniem statków w polskich i zagranicznych portach morskich, placówek dyplomatycznych, samolotów Polskich Linii Lotniczych LOT, reeksportem oraz prowadzeniem własnej działalności eksportowej na tzw. małe rynki – Watykan, Malta, Wyspy Kanaryjskie”.
W 2005 sprywatyzowano Baltonę. Firma istnieje do dziś
Transformacja ustrojowa w Polsce i początki lat 90-tych to trudny czas dla Baltony. Kończy się monopol firmy, bony odchodzą do lamusa, firma musi zmierzyć się z konkurencją. W 1993 roku Baltona rozpoczyna działalność na warszawskim Okęciu w strefie wolnocłowej. Dziś firma działa także na lotniskach w Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Rzeszowie, Bydgoszczy, a także zagranicą (w wybranych portach we Francji, Holandii, Belgii i Włoszech, w Niemczech i na Ukrainie). W 2005 roku firma została sprywatyzowana.
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.